Pomimo, iż nie gram  na żadnym instrumencie ani też nie mam wykształcenia muzycznego, muzyka jest moją największą miłością (no i jeszcze góry :) . Nie mam ulubionego gatunku; po prostu uwielbiam wszystko to, co robi na mnie wrażenie. W koncertach gongów, mis i bębnów uczestniczyłam niejednokrotnie. W czasie koncertów skupiałam się głównie na muzyce, którą słyszałam, na jej kompozycji - było mi zwykle dobrze. W związku z tym, że mam teraz szczególny czas w swoim życiu często wspomagam się moimi ulubionymi utworami. Kiedy więc dostałam z „Akademii  Dźwięku” zaproszenie na koncert postanowiłam odpuścić sobie muzykę samą w sobie i skupić się li tylko na swoich odczuciach - muzyka miała być tylko delikatnym tłem. Przez większą część pierwszej części koncertu było mi bardzo, bardzo zimno. Byłam zadowolona. Wiedziałam, że  granie Oli, Witolda, Pawła i Eweliny spowodowało wielkie oczyszczanie. Poddałam się temu bezgranicznie. Po jakimś czasie dreszcze i zimno ustały całkowicie. Wówczas pojawiło się coś, czego doświadczyłam po raz pierwszy: czułam jak w całym ciele fizycznie drgają mi komórki - zaczęło się od dłoni, a skończyło na całym ciele. Doprawdy piękne i niepowtarzalne doświadczenie. Nie dziwota, że tak bardzo pokochałam muzykę - czyni cuda.  Jestem niezmiernie wdzięczna, za zaproszenie na ten szczególny koncert. Mam nadzieję, że będzie mi dane wziąć udział w kolejnym, aby doświadczać dobrodziejstwa dźwięków, który tworzą ten cudowny kwartet.
 Dorota   Szczecin 2013.11.27

Witam  bardzo serdecznie
Dziękuję za wspólnie spędzony czas. Dziękuję za otrzymaną Moc i siły do dalszej pracy, lepiej sypiam, na razie wyłączam myślenie niech  to wszystko się ułoży.
Pozdrawiam  Jola 2013.09.05
 
Witam.

Dziękuję za doznania, których doświadczyłam podczas
"Piramidy Dźwięku". Moje odczucia - to przenikanie żywiołów,  zestrojenie się z Kosmosem -  Wszechświatem, to energia przenikająca wszystko od najmniejszej komórki do galaktyk i innych Światów.  Jeszcze raz dziękuję 
Ewa. 2013.09.05


 Witam serdecznie!
Byłam krótko, ale bardzo treściwie. Wydobywane dźwięki gongów były bardzo wysokiej klasy - istny "miód". Korzystałam pełnymi "garściami" duszy, również z intencją dla potrzebujących (chorych). Ponieważ przyjechałam z centrum Polski aby wziąć udział głównie w tańcach Paneurytmii, z owego poranka na pomoście w kąpieli dźwięków Gongu i jeziora, a potem z Paneurytmią na trawie z rosą i ze wszystkimi chętnymi - to było cudowne, byłam niezmiernie zadowolona, wypełniona cudowności tego poranka, którego będę pamiętać długo - jest głęboko w moim sercu!
Dziękuję!
Miłości i Światła,
Zora   2011.09.11


Hmm...od czego zacząć? Pewnie od początku najlepiej.
Z tym moim "widzeniem" dźwięków to jest tak: na studiach był przedmiot, który nazywał się "Kształcenie słuchu". Podczas zajęć musieliśmy m.in. odgadywać interwały (odległości między dźwiękami). Pani grała na pianinie, my nie widząc klawiatury musieliśmy podać właściwe odległości. Każdy miał swoją metodę. Jedni nucili dźwięki, inni dośpiewywali sobie wszystkie tony itp. Ja zamykałem oczy, nuciłem interwał i wyobrażałem go sobie na klawiaturze pianina. Trochę to banalne wyjaśnienie jak na człowieka, który "widzi dźwięki" he, he. Później jednak ta metoda przydawać się zaczęła kiedy tworzyłem, kiedy miałem podpowiedzieć cos gitarzyście i "z pamięci" mówiłem mu jakie struny szarpnąć. Porównuję również dźwięki do kolorów. Może nie same dźwięki, ale ich współbrzmienia i samą barwę. Wiadomo, ze na inne receptory działa jazzujący saksofon, na inne orkiestra symfoniczna, na inne kameralny chór, a zupełnie co innego czuje się gdy gra zespół hard rockowy. Wiele kompozycji wywołuje u mnie swego rodzaju projekcje. To takie teledyski tylko, że w wyobraźni. Po krótce na tym mniej więcej polega moje widzenie dźwięków. Czy je widziałem ostatnio? Oj tak. Z tym, że przy odbiorze mis tybetańskich i gongów to rzeczywiście trzeba się uwrażliwić w inny sposób. To co ostatnio przeżyłem to świat dźwięków, które postawiłbym między grą na instrumentach, a odgłosami natury. Z jednej strony są instrumenty, jest Pan jako "wykonawca", ale to co się słyszy to przecież nie ułożone utwory, piosenki itp. Tego się nie nuci, to się pochłania.
To co pochłaniałem zatem było bardzo złożone. Jedno uderzenie wywoływało skojarzenie z wieloma instrumentami na raz. Czasami dochodziły mnie dźwięki, które tworzone tak organicznie przywodziły na myśl sprzężone instrumenty elektryczne! Nie pomnę ile odgłosów natury przelatywało mi w wyobraźni! Do tego te drgania... rzeczywiście na początku zbyt analizowałem to co słyszę zamiast poddać się magii. Jednak potem przyszło coś dziwnego. Stało się to pod koniec (mam nadzieję, że dobrze to nazywam) seansu. Leżałem na plecach, zupełnie nieruchomo. Jednak w środku poruszałem się, wiłem... czyli chyba udało mi się wrócić do początku mojego życia? Byłem przecież jak płód. Do tego nie odczuwałem zimna, które z początku trochę doskwierało... to dlatego na końcu nie mogłem się jednoznacznie wypowiedzieć. Po wszystkim byłem odprężony. Ręce i nogi jak z waty, miarowy równy oddech...to pierwsze odczucia...myślę, że zgodnie z powiedzeniem, że im dalej w las...to odczuć, reakcji przybędzie i będą jeszcze bardziej intensywne...
Pozdrawiam
Rafał       Koszalin 2006-02-10

Wrażenia po muzie w piątek miałam niesamowite. Zapowiedziałeś, że będziesz nas "ukorzeniać" z elementem Ziemi i to wyraźnie czułam. Całe ciało wibrowało począwszy od czakry korony, a skończywszy na czakrze podstawy. Nastawienie ukierunkowanego słuchacza jest bardzo ważne. Ponieważ nie wiedziałam z jakim nastawieniem grałeś w sobotę, choć było bardzo piękne, to nie wiedziałam z czym to się "je" i byłam bardzo niespokojna. Poza tym czułam, że ktoś chce zrobić mi coś niedobrego, takie odczucie, więc nie mogłam się rozluźnić i pomedytować. Za to gra niedzielna, z elementem wiatru wspaniała. Poczułam, jak budzi się we mnie ogień. Tak jak by ten element się tlił, ale nie miał siły rozbłysnąć. A dzięki "wiatrowi"- poszło.
Dzięki jeszcze raz .
2007.06.13  Szczecin Ania H

Witaj, chciałam  podziękowaćza wspólne niezapomniane dźwiękowe spotkanie.
Krótko opisze swoje wrażenia i odczucia podczas medytacji w kolejnych dniach.
W piątek moje odczucia skupiły się na ciele fizycznym ,bardzo bolała mnie noga ,widocznie były gdzieś blokady  i ciało dostrajało się do wibracji dźwięku, ponieważ to był bardzo silny ból, po zakończeniu wyraźnie odczułam ulgę i poprawę do dzisiaj. Drugiego dnia w sobotę moje odczucia były  juz inne ,czułam wibracje w każdej komórce, fale światła  i dźwięku omiatające mnie do o koła i rozchodzące  się coraz dalej ,czułam błogi spokój i harmonie.  W niedziele podczas medytacji czas przestał  istnieć , była jasna przestrzeń ,dźwięk i jednocześnie cisza, nic tylko taki bezkres  czułam jakbym przenikała i wtapiała się w ta przestrzeń. Na tym kończę bo znowu cos zawiesza się  komputer i musiałam pisać drugi raz, pozdrawiam Danuta Dz.
Danka Szczecin 
 
Nadal jestem pod wrażeniemtych warsztatów. Ponieważ poszukuję metod tak dla siebie jak i do pracy z bioterapią i masażem, w ćwiczeniach z medytacją szczególnie SITTA-RAMA czuję chyba trochę intuicyjnie, możliwości harmonizowania siebie. Doenergetyzowanie własnego ciała daje się przełożyć na pracę z pacjentami. Ponieważ staram się także codziennie wykonywać ćwiczenia _ tzw. TSA- LUNGI i medytacje " Pięciu Sylab> A, OM, HUNG, RAM, DZA sądzę że to jest metoda na własny rozwój. Ciekawa jestem czy te dźwięki przełożone na misy i gongi wzmocniłyby ich efektywność w oczyszczaniu czakr i ich wzmacnianiu wszystkich ciał ? Na chwilę, wrócę do koncertów jakie mogłam doświadczyć. Najmocniej działały w moim przypadku, głębokie wibracje gongów, powodując stan na granicy wychodzenia poza ciało, przy delikatnych i wysokich tonach mis? nastąpiła harmonia i wizualizacja.  Myślę, że połączenie różnych metod pracy z energiami, jak to miało miejsce na warsztatach, daje możliwość pełnego wniknięcia w siebie i we własne emocje. Dla mnie osobiście, te trzy dni, spowodowały uświadomienie sobie jaka siła tkwi w psychice człowieka i jak bardzo można panować nad swoim ciałem, nad emocjami, uczuciami. Na ile można kierować własnym czasem TU I TERAZ. Jeżeli do tego dodać "uważność", i świadomość przestrzeni i jedności w rozproszeniu, to warsztaty te pokazują kierunek i ścieżkę do pracy nad sobą.
Szczecin Ewa
 
Kłania się szamanka Krystyna z warsztatów w Szczecinie.
Bardzo dziękuję za piękną muzykę, która zapadła mi głęboko w sercu i w mojej duszy. Dotknęła najczulszych moich wnętrz , wyciszyła mnie totalnie.
Te trzy dni przebywania z muzyką gongów i z Wami dało mi równowagę wewnętrzną i spokój, którego mi było potrzeba. Jesteście cudowni. Nie mogę się już doczekać spotkania w Gdyni.
Mam pytanko w jakich terminach odbywają się koncerty w Koszalinie? Może uda mi się namówić rodzinę i znajomych aby pojechać na koncert.
2009.06.13 Szczecin Krystyna
 
Na pierwszy masaż dźwiękiemzabrała mnie siostra, która przeczytała o nim prawdopodobnie w prasie lokalnej. Byłam ciekawa efektu. Żyję ostatnio w dużym napięciu i miałam nadzieję na rozładowanie emocji.  Dźwięki gongów okazały się bardzo kojące. Było mi przyjemnie, ale nie mogłam w pełni delektować się dźwiękiem, gdyż wciąż myślałam o swoich zmarzniętych stopach. Byłam przekonana, że masaż nic mi nie dał. A jednak! Ucieszyłam się, kiedy powróciły sny. Znaczyło to, że cząstka mnie otworzyła się.Postanowiłam udać się na kolejny masaż. Ciepło się ubrałam i poddałam się działaniu gongów. Moje zmysły inaczej odebrały te same dźwięki. Wyobraźnia zaczęła pracować podczas seansu. Gongi pozytywnie mnie nastroiły. Po dwóch spotkaniach trudno jest ocenić dobroczynne działanie dźwięków na co dzień. Sny odeszły. Nerwowość nie osłabła. Nie odczuwam żadnej zmiany. Czekam na kolejne spotkanie z dźwiękiem.
Alina   2005.04.02
 
Witam serdecznie!
Bardzo dziękuję za emaila oraz zdjęcie. A jeszcze bardziej dziękuję za niesamowity koncert. Dla mnie był olbrzymim przeżyciem, obfitującym w liczne wizje i kolorystyczne "wariacje". Podróżowałam w czasie i przestrzeni, byłam w Afryce ,byłam na planecie Wenus. Odbyłam podróż do mojego dzieciństwa, spotkałam się z moją mamą. Było to dla mnie bardzo przyjemne. Udział w koncercie jest kolejnym etapem mojego rozwoju duchowego. Czułam się bardzo zrelaksowana i ukojona, radosna.
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko,
Borne Sulinowo Barbara
 
Witam.
Jeśli chodzi o chorobę to przed pierwszym spotkaniem i w czasie trwania go bolała mnie głowa. Myślałam o bólu głowy i o tym, że może ból mnie po seansie po jakimś czasie przestanie boleć. I potem jeszcze byłam na drugim spotkaniu to po nim już całkowicie ból zanikł.
Ból głowy był okresowy, co jakiś czas mnie bolała głowa, ból był ostry i kuło mnie po prawej stronie na czubku głowy, tam dokładnie mnie właśnie bolało, a po tych dwóch spotkaniach ból zanikł i nie boli mnie dobre półtora miesiąca. Na pierwsze spotkanie jak i na drugie byłam zawsze pozytywnie nastawiona, ale jak opisywałam drugie to jeszcze przed przyjściem na nie już czułam niepokój i to duży, wiedziałam że będzie coś na nim nie tak. No i dobrze czułam bo to były straszne dźwięki, które słyszałam a najbardziej jak były uderzane gongi, tego się bałam, w trakcie ich uderzania właśnie płakałam bo jak w misy to było spokojniej. Nie pamiętam co tam jeszcze opowiadałam ale z tego co jeszcze pamiętam to było mi zimno w trakcie jak i po spotkaniu.
Teraz stwierdzam, że tak musiałam je widocznie słyszeć, bo dźwięki wypędziły ze mnie strach, zło i napięcie i teraz z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Napisałam jeszcze o tym co pamiętałam, jak pamiętasz więcej to dopisz wtedy.
Jeśli chodzi o moje życie, gdzie choroba mogła mieć jakiś wpływ to nic takiego nie widziałam.
Co do wszystkich, którzy mi pomogli, a zwłaszcza moja wiara i chęć dążenie do celu dobra, a nawet Ty Witku i twoje gongi i misy jak również Ola, gdzie byliście w odpowiednim czasie i miejscu. To cały czas o was wszystkich myślę. Dlatego chcę niedługo przyjechać w odwiedziny do Andrzeja i również z Wami się spotkać i być także na terapii z dźwiękiem. Chciałam przyjechać w tą sobotę na gongi ale jeszcze nie jestem gotowa, biorę jeszcze dietę i na dodatek się przeziębiłam.
A co do materiału, który ci przesłałam to możesz go przekazać redaktorowi, proszę o jedno, nie podawaj moich danych osobowych, chciałabym być anonimowa. I mała prośba, kiedy to by ukazało się w gazecie to czy mógłbyś mi ją przesłać, chciałabym ją przeczytać jak i mieć. Z góry dziękuję.
Do usłyszenia Mistrzu.  
Z pozdrowieniami Madzia.
 
Bardzo chcę podziękowaćza uleczenie kręgosłupa.
Mam implanty od jedenastu lat  (lędźwiowo  krzyrzowe-L5). Musze przyznać że od koncertu nie poczułam bólu kręgosłupa, a powodów do bólu było wiele. Jestem wdzięczna za koncert i jesli  mogę to tak nazwać za pomoc. W chwili obecnej nie czuje ze mam kręgosłup i męczące implanty. Jeszcze raz dziękuję. Chciałabym aby można było jeszcze uleczyć serce z żalu ...
Pozdrawiam.    Katarzyna
Borne Sulinowo 25.07.2009
 
Witaj, muszę przyznać, że nigdy wcześniejnie doświadczyłam czegoś podobnego. Dźwięki jakie wydobywasz z gongów i mis bardzo silnie działają na organizm.  Od dawna miałam problem z rozdzieleniem emocji i logiki, po "gongach" ten problem zniknął. Teraz podczas pracy potrafię odsunąć emocje od logiki, wyizolować tok myślenia i odwrotnie.  W sytuacjach, w których powinnam kierować się intuicją potrafię odsunąć logikę i oprzeć się na wyczuwaniu emocji.
Czuję harmonię w ciele, energia przepływa przez nie bez oporów i blokad. Praca z energią stała się bardziej efektywna. Na pewno skorzystam jeszcze z Twojej "muzyki" :)
Pozdrawiam,Garbicz Izabela   09-14.08.2009
 
Witam.
Misy i gongi zrobiły na mnie ogromne wrażenie, żadna płyta nie oddaje nawet procenta tego co dzieje się z człowiekiem w trakcie koncertu na żywo. Fala dzwięku jaka przechodzi przez ludzkie ciało jest nie samowiata, rewelacyjnie uspokaja i relaksuje. Pozbyłam się kilu blokad energetycznych i czuję się świetnie.
Z góry dziękuje za kolejne spotkania.
 
Na sesji z misami i gongami tybetańskimi poszedłem pierwszy raz w życiu, nigdy wcześniej nie wiedziałem jak to oddziaływuje na człowieka i w jaki stan potrafi go wprawić taka godzinna sesja. W moim przypadku było to doświadczenie bardzo przybijające i oczyszczające jednocześnie. Muszę zaznaczyć, że chociaż do końca tamtego dnia chodziłem jak struty przez to doświadczenie, to nazajutrz zacząłem odczuwać jednak pewną zmianę ku lepszemu, tak, że z kolei jeszcze dzień później czułem się po prostu świetnie; lekko, beztrosko, pełen energii i głodny świata...
ale od początku...
Położyłem się na ziemi i zgodnie ze wskazówkami zamknąłem oczy i na tyle na ile mogłem świadomie starałem się wyostrzyć swój słuch, bo to przecież o to chodziło. Kiedy zaczęły rozbrzmiewać pierwsze dźwięki gongów zacząłem się zastanawiać z ciekawości jak to wszystko potoczy się dalej i jaki stan umysłu uda mi się dzięki temu osiągnąć. W miarę dalszego wsłuchiwania się w ten rachityczny, często zmienny rytmicznie, czasami bardziej tępy lub głęboki dźwięk, który pozostawiał po sobie miły rezonans brzmiący od uderzenia misy przypominający welon na wietrze falujący za suknią ślubną poczułem jak moje ciało robi się coraz cięższe, ale świadomość wszystkiego co się dzieje dookoła pozostaje. Aha, mój mózg przechodzi właśnie z cyklu fal alfa na beta; czyli będzie doznanie z pogranicza jawy i snu. Powoli osiągałem stan transu, zupełnie jak wtedy kiedy hipnotyzer każe ci powoli schodzić po stopniach w dół. Nie skupiałem się na analizie co się właśnie ze mną dzieje, nie było moim zamiarem uaktywnienie "trzeciego oka" tak żeby jednocześnie być w transie i pozostawać w pełni świadomym co się ze mną dzieje... wsłuchiwałem się i dawałem się ponieść temu co przyjdzie. Po chwili przez pewien krótki czas miałem pustkę w umyśle i tak zawieszony pomiędzy snem, a rzeczywistością po prostu leżałem z zamkniętymi oczami. Dźwięk gongów stawał się stopniowo czymś oczywistym... jakbym od zawsze je słyszał i nie był już jakimś egzotycznym doznaniem jak na początku i właśnie wtedy stopniowo zacząłem odczuwać coś jakby ucisk na głowę, jakby kłębiące się myśli i strzępy różnych doznań emocjonalnych z mojego życia skumulowały się w jedną bezkształtną i chaotyczną masę w mojej głowie. Moje ciało wciąż pozostawało ciężkie i bezwładne, ale pod czaszką właśnie miała rozpętać się burza. Nie wiem ile to trwało, i w którym dokładnie momencie całego seansu to się zaczęło dziać, ale teraz już dźwięki które słyszałem stawały się coraz bardziej ostrzejsze i przejmujące. Nie potrafiłbym nawet opisać i nazwać tych emocji, które wtedy szukały ujścia ze mnie, ale na przemian chciało mi się krzyczeć i płakać.
Czułem że nerwy mojej twarzy zaczynają działać samoczynnie naprzemian kurczyć i rozluźniając mięśnie, zupełnie jakby były podpięte do jakiś kabli elektrycznych, a ja czułem że osuwam się, cały zapadam się jakby do środka siebie. Po chwili poczułem, że centrum tego zapadania się w sobie jest w moim splocie słonecznym i stamtąd rozchodzą się po całym moim ciele dziwne fale aż po same końcówki palców i czubek głowy, które mimowolnie kurczą i rozkurczają mięśnie w moim ciele. I wtedy rozpętał się kataklizm. Ciężkość ciała zaczęła być doskwierająca, a rozchodzące się po nim fale dokuczliwe w dziwny sposób. Miałem wrażenie, że wyginam się cały w konwulsyjnych bólach, ale w istocie leżałem nieruchomy, moje oczy zaczęły się nieznacznie otwierać i zamykać i przymrużone tylko odrobinę widziały sufit w ciemnym pomieszczeniu. Nic znajomego. Chciało mi się krzyczeć "niech to się skończy", ale co dziwne z drugiej strony czułem wewnątrz siebie, że właśnie takiego pozazmysłowego szoku potrzebowałem. W pewnym momencie fale wędrujące ze splotu słonecznego po całym ciele jakby zaczęły do niego wracać i uczyniły z niego najcięższe miejsce w całym ciele, tak jakby to właśnie mój splot słoneczny stał się miejscem wsysającym wszystko co znajdowało się dookoła jak czarna dziura. Przy tym wszystkim pozostawałem cały czas skupiony na dźwiękach, ale moje ciężkie ciało spinało się i rozluźniało jakby poza moją kontrolą. W końcu zacząłem jak gdyby odzyskiwać więcej świadomości prawie pod sam koniec seansu, ale leżałem zniszczony przez to co przed chwilą się we mnie rozpętało i czemu nie umiałem dać imienia. Zupełnie bezwładny i jak gdyby wycieńczony po jakiejś walce leżałem i czekałem spokojnie na koniec. Jak tylko zapaliły się światła poczułem, że moje oczy są mokre, ale natychmiast odzyskałem pełną władzę nad sobą. Podniosłem się i poczułem w sobie żal, smutek i beznadzieję które towarzyszyły mi już do końca tego dnia. nazajutrz poczułem się trochę lepiej jakby oczyszczony, a 2 dni po sesji poczułem się, jak już pisałem dobrze wypoczęty i zrelaksowany. W sumie do dzisiaj nie wiem co myśleć o tym wszystkim, ale na pewno nie zamknąłem się na kolejne spotkania z misami tybetańskimi.
Leszek  20098-09-04
 
Serdecznie witam!
Po raz pierwszy w koncercie gongów i mis tybetańskich uczestniczyłam w styczniu 2009r. Doświadczenie to wywarło na mnie ogromne wrażenie. Już od najmłodszych lat muzyka odgrywa wielką rolę w moim życiu. Słucham różnych jej rodzajów i obserwuję działanie dźwięków na emocje i ciało ludzkie. Mis i gongów tybetańskich słuchałam czasem od kilku lat z płyt CD. Nie sposób jednak porównać tego z odbiorem i działaniem muzyki na żywo. Podczas koncertu Witolda odniosłam niesamowite wrażenia. Czułam jak każdy dźwięk wchodzi bezpośrednio do mojego ciała poprzez receptory w stopach, dłoniach, głowie, właściwie poprzez całą skórę do wewnątrz. Wszystkie komórki mojego ciała odbierały ten dźwięk, zaczynały drżeć, dostrajając się do tych wibracji. Każdy dźwięk misy czy gongu tworzył jakby osobną muzykę, która wypełniała całą przestrzeń i trwała przez długi czas aż do następnego uderzenia. Następujące po sobie dźwięki tworzyły jedną wielką muzyczną całość, docierającą do wszystkich poziomów odbioru ludzkiego ciała. Na pierwszym spotkaniu gongi przeniosły mnie na Wyżynę Tybetańską. Poczułam chłód i rześkie powietrze wysokogórskiej przyrody. Kolejne tony odsłaniały przede mną obrazy z życia Tybetańczyków. W pewnej chwili usłyszałam nawet śpiewy tybetańskich Lamów, jakbym znalazła się w klasztorze uczestnicząc w medytacji i śpiewaniu mantr. Całość trwała dość długo, właściwie nie potrafię określić czasu - jakby poza czasem. Całym koncertem byłam bardzo zachwycona, nie spodziewałam się tak mocnego, relaksującego oddziaływania na mój organizm oraz wspaniałej mistycznej przygody. Z tym większym entuzjazmem na kolejne spotkanie przyprowadziłam moją rodzinę. Mężowi i córkom również bardzo spodobał się wyjątkowy koncert w nastrojowym półmroku świec i kadzideł. Dostarczył im niepowtarzalnych wrażeń. Na kolejnym spotkaniu gongi i misy oddziaływały na mnie już inaczej. Wspaniała muzyka uniosła mnie w górę ponad moje ciało i poszybowałam w przestrzeń kosmiczną. Towarzyszyły temu niebiańskie odczucia jak przy zaawansowanej medytacji lub mistycznych astralnych podróżach. Tych doznań nie sposób opisać ziemskimi słowami, dotyka się wówczas najwyższych pokładów duchowego istnienia. Wyrażając ogólnie była to kosmiczna podróż w głąb siebie w poszukiwaniu korzeni własnej duszy. Każde spotkanie dostarcza innych wrażeń. Myślę, że jest to związane ze stanem i energią jaką się posiada w danej chwili, z wibracją myśli i potrzeb zarówno ciała jak i duszy. Działanie dźwięków mis i gongów na ciało jest niezaprzeczalne, czego mogłam doświadczyć za każdym razem mojego udziału w tym misterium. Wibracje komórek, odprężenie całego ciała i ogólny relaks odczuwałam jeszcze kilka godzin po spotkaniu i w czasie snu. Polecam wszystkim udział w tym ciekawym i niepowtarzalnym doświadczeniu, które za każdym razem otwiera na nową przygodę, mistyczne doznania, poprawia przepływ energii w organizmie oraz uruchamia procesy samo uzdrawiania naszego ciała.
Serdecznie pozdrawiam i życzę wspaniałych nowych przeżyć i inspiracji.
Katarzyna B. 
            

Na seans wybrałam się z czystej ciekawości, ponieważ z tego co słyszałam o tych gongach, takie rzeczy mnie inspirują.Po usłyszeniu takich dźwięków nie spodziewałam się takich niesamowitych wibracji, czy to złych czy dobrych. Po tych seansach, choć byłam tylko na dwóch doświadczyłam niesamowitych rzeczy, które teraz postawiły mnie na nogi i dały więcej wiary w siebie, a stało się to po drugim seansie.Te spotkania choć były tylko dwa miały wpływ na moje dalsze życie i to bardzo. A co do moich wrażeń to brak słów, za każdym razem można wynieść co innego z seansu. Tak jak opowiadałam po pierwszym seansie byłam w Chinach, widziałam Chińczyków w ich szatach i te oryginalne budowle. Pierwszy seans przechodziłam spokojnie, gdy szłam na drugie spotkanie czułam już niepokój choć jeszcze seans się nie zaczął. Gdy wszyscy już się kładli, piszę o tym bo to ważne, ja jeszcze pobiegłam do WC - (to szczegół) powiedziałam do siebie, że się boję, bo czułam, że coś będzie nie tak już na tym seansie. W trakcie seansu słyszałam chwilami przerażające dźwięki, że aż się przestraszyłam i popłakałam. Cały seans był taki. Płakałam chyba dwa, trzy razy. To było straszne co przeszłam, bo nawet po seansie jak dopiero wszyscy wyszli dopiero mogłam wstać. Byłam spocona po nim, bałam się, ale cały płacz i dźwięk miss i gongów wyciągnęły ze mnie to zło i całe napięcie, pomogło mi to spotkanie i to bardzo nawet na los dalszego życia. Odczuwałam na spotkaniu jak dany usłyszany dźwięk rozgrzewał mi krzyże i kolano w prawej nodze, bo miałam je kiedyś szyte po wypadku. Odczuwałam pot na plecach, spoconą koszulkę, strach. Słyszałam i widziałam wylewającą się wodę z naczynia, przesypujący piasek z dłoni w miejscu pustynnym, jak ktoś wykręca brudną szmatę, widziałam również Ciebie Witku przez chwilkę. Chciałam też wejść do Chin, ale coś mi nie kazało, widocznie nie na tym miałam się skupiać, tylko na tym co obrazy i dźwięk pokazywał sam. Praktycznie to wszystko. To drugie spotkanie postawiło mnie twardo na nogi. Dzięki również po rozmowie z Olą bo Ola psychicznie a dźwięki duchowo. Chciałabym jeszcze kiedyś być na takim spotkaniu, ponieważ wiem że ono pomaga, bynajmniej mi. Wiem że idąc teraz na spotkanie nie bałabym się już bo jestem twardsza i silniejsza, ponieważ znam siebie i wiem co w danej chwili czuję. Jeszcze raz wam dziękuję,  pomogliście mi uporać się z kilkoma problemami, które mnie nurtowały. Także dźwięk leczy ducha i to bardzo. Uzdrawiajcie innych, bo to niesamowita terapia takiego dźwięku. Wszystko u mnie dobrze zaczyna się układać.
Pozdrawiam. Madzia.

Jeśli chodzi o odczuciaze spotkania to cały czas pamiętałam, żeby napisać, ale czekałam na odpowiedni dzień i moment, musiałam zebrać myśli i mieć odpowiednie natchnienie, wtedy inaczej się to czyta, jak już pisałeś piszę z mojego wnętrza. Ja nie piszę głową, ale swoim duchem co on tzn. ja, czuję.
A więc początek spotkania był spokojny. Nic nie widziałam, tylko wczuwałam się w dźwięk usłyszanej melodii wydobywających się z mis. Czekałam bardziej na dźwięki gongów bo to one bardziej mnie inspirowały. Bo każdy dźwięk uderzany w gong pokazywał za każdym razem co innego. Byłam, tzn. widziałam wszystkie pozytywne miejsca w których ostatnio byłam. Widziałam np. jak jechałam z bratową do dietetyczki z związku z moją wagą, widziałam Chiny gdzie widziałam je na pierwszym spotkaniu, widziałam kilka innych pozytywnych rzeczy, sytuacji, które mnie przez ten ostatni okres spotkało. W czasie usłyszanych dźwięków znalazłam się w jaskini było ciemno i paliła się tylko jedna pochodnia, gdzie bardzo wyraźnie widać było ogień. Chodziłam powoli i z daleka przyglądałam się ścianom, były w kolorze brązowym i były trochę mokre od wody, myślałam że kogoś tam zobaczę ale nikogo nie było, nawet się nie bałam. Niesamowite odczucie, ja sama w jaskini i ogień na pochodni. Było mi ciepło jak leżałam i to wszystko oczami wyobraźni widziałam. (Co do pochodni to jej nie trzymałam, ona była w innym miejscu włożona, była przymocowana do ściany jaskini)
Następnie przeniosłam się w święte miejsce którym był kościół. Tam widziałam wielkie przepiękne organy i figurki boskie.
I potem znowu znalazłam się w tej samej jaskini i znów widziałam i odczuwałam to samo. Potem widziałam i słyszałam dźwięk tego inst. Co widziały także inne osoby. (nie pamiętam jak się ten inst. nazywa). Nawet o tym mówiliśmy po spotkaniu.
Widziałam również ten sam zegar z takimi kulkami obracanymi się pod tarczą, był identyczny jak na poprzednim spotkaniu.
Bardzo przydatna była ta opaska na oczy, bo gdy inni widzieli że słońce im wschodzi i zachodzi to ja w czasie seansu odczuwałam zupełnie co innego, w czasie jak grałeś to ja widziałam jakbyś to Ty chodził i w niektórych miejscach świecił jakimś światłem, a nie że to było słońce.
I jeszcze najważniejsze, był też moment gdzie w środku spotkania uśmiechnęłam się ciepło do Siebie, to mnie bardzo ucieszyło.
Praktycznie to wszystko. Wrażenia ze spotkania przeszłam miło i bardzo ciepło do końca.
Chodzież